Prognoza pogody zapowiadała prawdziwą żyletę: przez cały dzień miała być piękna, słoneczna pogoda. Idealnie wpisywało się to w moje plany: świt na Wielkim Krywaniu, a potem zachód na Wielkim Rozsutcu. Tylko, że wiadomo jak to jest w górach z pogodą: albo będzie, albo nie.
Jeszcze podczas drogi pod górę z Vratnej doliny na Snilowską przełęcz towarzyszyło mi pięknie rozgwieżdżone niebo ale jak tylko znalazłem się na grani, okoliczne szczyty - łącznie z Krywaniem - spowiły gęste chmury i pozostało tak przez dłuższy czas. Ja oczywiście cały czas liczyłem na to, że w końcu się coś pokaże i marzłem na wierzchołku ratując się podskokami i tupaniem. Dopiero dłuższą chwilę po wschodzie słońca pokazały się pierwsze widoki (na razie tylko na zachód).
W końcu jednak pokazała się i główna część Fatry z Wielkim Rozsutcem w tle.
Trochę byłem zły przez to, że świt udał się tylko połowicznie, ale wciąż liczyłem na piękny zachód słońca na Rozsutcu. No i pogoda zaczęła się poprawiać czego efektem była piękna gra cieni i świateł - wspaniałe warunki do fotografowania, dzięki czemu złość mi w końcu przeszła i byłem nawet zadowolony z rozwoju wypadków.
Żeby z Wielkiego Krywania dostać się na Rozsutec trzeba pokonać chyba najpiękniejszy odcinek głównej grani Małej Fatry. Grań jest w kilku miejscach "połamana" i co chwila zmienia kierunek, dzięki czemu widoki z każdego mijanego wierzchołka są inne. No a do tego, przy dobrej pogodzie, na horyzoncie można dojrzeć okoliczne pasma: Wielką Fatrę, Niżne Tatry no i oczywiście Tatry Zachodnie z wystającymi ponad nimi olbrzymami Tatr Wysokich. Tego dnia akurat widoki były trochę ograniczone, ale piękne światło utrzymywało się przez cały czas - co chwila zatrzymywałem się, żeby robić kolejne zdjęcia.
W miarę upływu czasu, jak posuwałem się na wschód, widoki się zmieniały - w panoramie zaczęła dominować stożkowata sylwetka Stoha.
Im bliżej byłem podejścia na Stoh, chmury zdawały się być coraz niżej, systematycznie zakrywając kolejne góry, w tym mój wieczorny cel. Wkrótce stało się jasne, że nici z wieczornych zdjęć na wierzchołku - słońce schowało się zupełnie za chmurami, to samo zrobił Stoh, Wielki Krywań i wszystkie inne wierzchołki, które mijałem po drodze: Chleb, Hromove, Steny... szczyt Wielkiego Rozsutca widać było jeszcze przez chwilę, po czym jego również zasłoniła szara czapa. W sumie nie byłem nawet zawiedziony - wcześniej tego dnia "natłukłem" sporo niezłych zdjęć, no i nawet teraz, gdy pogoda się załamywała z miejsca w którym byłem (w okolicach przełęczy Medziholie, pomiędzy Stohem, a Rozsutcem),wyglądało to całkiem malowniczo.
W końcu zamiast iść do góry, skręciłem na przełęczy w lewo i najkrótszą drogą pobiegłem w dół do Stefanovej. Stamtąd czekał mnie jeszcze kilkukilometrowy marsz szosą do Vratnej do samochodu, który pokonałem już w ciemnościach, przy świetle czołówki. Pomimo, że z mojego wstępnego planu wyszły nici byłem jednak zadowolony - podczas całego trawersu przez grań Fatry chmury i słońce były dla mnie całkiem łaskawe tworząc piękne widowisko.