Jak już wspomniałem w moim poprzednim poście, wybrzeże ma w wielu miejscach postać pionowych klifów, a do tego w bezpośredniej jego bliskości z oceanu wyrastają skalne, malownicze turnie. Są co najmniej 2 miejsca, które warto zobaczyć.
Piękne skalne iglice, o które zwykle wściekle uderzają fale gnane mocnym północnym pasatem. Niewątpliwą zaletą tego miejsca jest bezpośrednia bliskość parkingu, więc nie zdążycie się zmęczyć. Wizytę w tym miejscu warto połączyć z objazdową wycieczką wzdłuż północnego wybrzeża i zatrzymać się w kilku kluczowych miejscach, żeby zobaczyć dodatkowo wodospad Veu da Noiva ("Welon Panny Młodej", to dopiero pompatyczna nazwa!) i starą, zamkniętą dziś szosę, na którą podczas gorszej pogody często spadają kamienie z klifów (nowa droga biegnie w wielu miejscach tunelami omijając najniebezpieczniejsze miejsca).
Przylądek Św. Wawrzyńca czyli Ponta de Sao Lourenço, to wąski jęzor lądu stanowiący wschodni skrawek Madery. Zdumiewające jest, jak bardzo różni się od reszty wyspy, pokrytej w dużej części lasem laurowym nadającym jej zielony kolor. Sam półwysep jest suchy jak pieprz, króluje tu spalona przez słońce trawa, wulkaniczne skały w odcieniach żółci, brązu i czerwieni, a jedyne drzewa to klika żałosnych palm rosnących w niewielkim skupisku. W najwęższym miejscu półwysep ma jedynie szerokość kliku metrów i wysokość około stu, więc spieszcie się – kto wie czy za rok, dwa, 700 lub 3000 lat nie zawali się z hukiem do oceanu.
W następnej części pokażę jak wygląda zdecydowanie najpiękniejsza część wyspy - góry wysokie.