Ciąg dalszy relacji z kilkudniowego wypadu w wiosenne Karkonosze.
Rano nadal pogoda nie była najlepsza (szczyty Karkonoszy były cały czas w chmurach) ale od czasu do czasu w dolinach wychodziło słońce, więc była szansa, że prognoza się sprawdzi i w drugiej części dnia będzie ładnie. Tymczasem poszedłem zobaczyć kolejny wodospad - Kamieńczyka, który jest chyba najbardziej znanym po polskiej stronie Karkonoszy. To nie to co kameralny Wodospad Szklarki - nie dość, że Kamieńczyka jest o wiele większy, to końcowy odcinek szlaku prowadzi poprzez górną część wąwozu o tej samej nazwie i jest nawet częściowo zawieszony nad potokiem. Już samo wejście do wąwozu otoczonego pionowymi, skalnymi ścianami robi wrażenie. A jeśli jeszcze jest się tam tuż po otwarciu - wokół nie ma właściwie nikogo i ma się wodospad tylko dla siebie.
Po wyjściu z wąwozu pogoda nadal była średnia, więc postanowiłem na razie pozostać raczej "na dole" i pojechałem obejrzeć kolejne wodospady - tym razem były to kaskady Myi i wodospad Podgórnej. O ile kaskady mi się bardzo spodobały to wodospad Podgórnej nie wydał mi się zbyt fotogeniczny i szybko się stamtąd zmyłem. Do tego nagle chmury zaczęły się rozwiewać, co wziąłem za dobrą monetę i zwiastun pięknego wieczoru.
Podjechałem zatem na jeden z parkingów pod Świątynię Wang w Karpaczu i po szybkim skontrolowaniu zawartości plecaka ruszyłem w górę, w kierunku Śnieżki. Najpierw niebieskim, a potem zielonym szlakiem okrążyłem Wielki Staw i wydostałem się na grzbiet Karkonoszy. Przed wyjściem na Śnieżkę chciałem koniecznie przejść krawędzią kotłów Wielkiego i Małego Stawu gdzie nigdy wcześniej nie byłem, a ten odcinek czerwonego szlaku (czyli Drogi Przyjaźni Polsko-Czeskiej) miał być jednym z najpiękniejszych w całych Karkonoszach. Okazało się to strzałem w dziesiątkę - widoki na Śnieżkę właściwie rozpoczynają się jeszcze podczas podejścia zielonym szlakiem. O ile fragment szlaku biegnący wzdłuż kotła Wielkiego Stawu nie robi wielkiego wrażenia, to widoki rozciągające się znad krawędzi Małego Stawu rzucają na kolana - to rzeczywiście jest jedno z najpiękniejszych miejsc w Karkonoszach (i doskonałe miejsce na wschód słońca!).
Potem czekało mnie jedynie przejście prawie płaskim odcinkiem biegnącym przez Równię pod Śnieżką i dość mozolne, ale krótkie podejście na samą Śnieżkę. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie chmury, które postanowiły nic sobie nie robić z prognozy pogody i im byłem bliżej wierzchołka tym gęściej zasłaniały widoki. Będąc pod szczytem jeszcze coś udało mi się ustrzelić, ale nie były to jednak wymarzone warunki. Dlatego też nie czekałem nawet do samego zachodu, tylko nieco wcześniej zszedłem z powrotem na Równię, żeby znaleźć jakieś miejsce na biwak. Mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Śnieżką, a kotłem Małego Stawu jest miejsce piknikowe ze stołami i ławkami i tam właśnie zatrzymałem się na noc, korzystając jedynie ze śpiwora i płachty. Następnego dnia zamierzałem fotografować wschód znad krawędzi kotła Małego Stawu, a prognoza zapowiadała niezłą pogodę w rejonie.