O Teneryfie mówią, że to kontynent w miniaturze, i rzeczywiście, mozna tu znaleźć równiny, plaże, wysokie góry i do tego imponujące kratery Teide i Pico Viejo. W górach Anaga, do których nie udało mi się dotrzeć (jak narazie...) są nawet lasy wawrzynowe. A do tego piękna pogoda przez cały rok... nic dziwnego, że wyspiarze chodzą cały czas uśmiechnięci i wyluzowani, szczególnie poza kurortami. W dolinach gór Teno kryją się małe miasteczka i wioski, gdzie nawet czas zwalnia swój bieg, dzięki czemu ma się więcej czasu na spróbowanie miejscowych przysmaków takich jak grillowane kozie rery z miodem palmowym czy ziemniaki w koszulkach na sposób kanaryjski.
Wszystkie te frykasy smakują oczywiście najlepiej po zejsciu z gór, których łańcuchy ciągną się we wszystkich częściach wyspy, poza południem. A nad wszystkim góruje Teide, której cień rano sięga sąsiedniej wyspy La Gomera.
Jest tylko jedna rzecz na Teneryfie, którą znienawidziłem: dzień wyjazdu. Reszta jest idealna.