Już kilka lat temu byłem w zimie o świcie na Babiej Górze... szkoda tylko, że zamiast spodziewanego spektaklu ze słońcem, śniegiem i skałami czekała na mnie na szczycie wielka szara chmura. W końcu mi się trochę poszczęściło, bo ok. godziny po wschodzie chmury się rozwiały i w końcu zobaczyłem oczekiwane widoki.
Tym razem już idąc w górę byłem pewien, że będzie magia i nie zawiodłem się: najpierw byłem świadkiem klasycznego świtu w górach, po czym nastąpił dynamiczny pokaz chmur rozbijających się o wierzchołek.
Trochę tylko szkoda tego filtra, który wiatr mi wyrwał z ręki i porwał gdzieś na północną stronę...